niedziela, 26 stycznia 2014

NASZA HISTORIA

WTOREK 02.03.2010 

2 marca 2010 okazał się jednym z najważniejszych dni w moim życiu. Bardzo cieszyłam się, że moja córeczka chciała urodzić się kilka dni szybciej, niż było to zaplanowane. Wierz mi, ale  NIC nie zapowiadało tego, że moje życie całkowicie się zmieni. Jak każda przyszła mama z niecierpliwością oczekiwałam narodzin dziecka oraz tego kiedy  pierwszy raz  będę mogła je przytulić. Sądziłam, że po porodzie spędzę z córeczką kilka dni w szpitalu, jak to zazwyczaj się odbywa, a potem szczęśliwe wrócimy do domu. Wtedy nie wyobrażałam sobie, że mogłoby być inaczej. A jednak…

Początkowo mój poród miał przebiegać siłami natury, do takiego przygotowywały mnie położne. Jednak po odejściu wód płodowych, lekarz dyżurujący, który został do mnie wezwany, zaniepokoił się ich widokiem i podjął decyzję o przeprowadzeniu zabiegu „cięcia cesarskiego”, na który wyraziłam zgodę.  Wówczas w duchu zaczęłam myśleć aby córka wytrzymała i nic jej się nie przytrafiło. Później wszystko potoczyło się tak szybko...Usłyszałam płacz maleńkiej i odetchnęłam z ulgą ciesząc się, że jest już na świecie. Jednak nie miałam możliwości jej zobaczyć, ponieważ pielęgniarki od razu zabrały ją do umycia.  Po kilku minutach usłyszałam informację, że córeczka urodziła się o godz. 22:15 z 9/10 pkt. w skali Apgar oraz wadze 3 kg i wzroście 49 cm. Cieszyłam się, że urodziła się zdrowa, lecz nie trwało to długo. Nikt nie miał odwagi powiedzieć mi o jej chorobie w czasie, gdy przebywałam jeszcze na bloku operacyjnym. Jednakże zaraz po jego opuszczeniu, dowiedziałam się, że moje dziecko jest chore. Przekazano mi informacje o tym, iż musi być poddana operacji w pierwszej dobie swojego życia i jedzie już po nią karetka z Białegostoku (ok. 120 km od miejscowości, w której mieszkam) ze specjalnym inkubatorem do przewozu noworodków. Przeżyłam OGROMNY SZOK. Nie mogłam w to uwierzyć! Łzy same napływały mi do oczu... Gotowa byłam podnieść się z łóżka, mimo że po zabiegu nie miałam czucia w nogach jednak krzyk pielęgniarek mnie powstrzymał. NIKT nie wyjaśnił mi wtedy, z czym wiąże się choroba mojej córki i jakie są powikłania. Nie wiedziałam na ten temat NIC. Usłyszałam tylko, że ma narośl na pleckach i trzeba to usunąć. Zastanawiałam się dlaczego ją to spotkało? Pani doktor z oddziału neonatologicznego zapytała mnie o imię dla córki, po czym ochrzciła ją Paulinka. Nie mogłam jej nawet zobaczyć, przytulić ani potrzymać 
za rączkę...Przepłakałam całą noc.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz